sobota, 22 sierpnia 2015

Prolog

W życiu człowieka są chwile, które odbijają piętno na nim całym. To takie momenty sprawiają, że zaczynasz się zastanawiać. Wracasz do nich co noc i choć próbujesz wytłumaczyć samemu sobie, iż to minęło, podświadomość, na złość, przeciw tobie, chce byś wspominał. Wciąż na nowo, bez końca. Bolesne nanosekundy, wzbudzające poczucie niebezpieczeństwa. Wszechogarniający strach. Odczuwasz lęk przed swoją własną wyobraźnią. Niemal fizycznie czujesz, jak ostre igły wbijają się w twoją zmarniałą od chłodnego, cierpkiego powietrza skórę. Włos jeży się na wychudzonym ciele. Po karku spływa zimny pot. Znów wyłamujesz palce, wsłuchując się w jakże uspakajający dźwięk ocierających się o siebie kości. Oddychasz zbyt szybko. Powoli tracisz panowanie nad swoimi zmysłami. Wreszcie niesamowity krzyk rozdziera twoje gardło, przebiegając pod sklepieniem korytarzy. Nabierasz powietrza, wrzeszczysz znów. To cię przerasta. Drżysz z lęku oraz chłodu. Przeżera cię zimno, chociaż twoje ciało płonie gorączką. Jesteś chodzącym paradoksem, chodzącą pomyłką. I znów wracasz do tego co było, wracasz do grudnia dwa tysiące szóstego roku, przełykasz gulę w swoim gardle.
 Jesteś tam zupełnie sam, drobny, cherlawy chłopiec, ukryty pod kurtką z puchu i wełnianą czapką, niemniej wciąż odczuwasz to uporczywe zimno. Starając się je ignorować, patrzysz na zarys damskiej sylwetki, która coraz bardziej zbliża się do ciebie. Biegnie. Łapie oddech. Poznajesz rysy jej twarzy. Jest zmarnowana, blada i aż nadto szczupła. Już zapomniałeś jak wygląda jej uśmiech, ponieważ tak dawno się nie uśmiechała. Nigdy nie potrafiłeś tego zrozumieć, ale wybaczasz sobie, bo byłeś tylko dzieckiem. Gdy wyciągasz rękę, by móc ją dotknąć, widzisz wyłącznie, jak kręci przecząco głową, kładąc długi palec na spierzchniętych wargach. Jej usta powoli poruszają się, a z ów ruchu potrafisz odczytać, że wyznaje ci miłość. Podchodzi powoli, powodując, iż śnieg skrzypi. Czujesz odurzający zapach jej perfum. Czujesz jak coś ci przekazuje, ale jesteś w zbyt dużym szoku, by sprawdzić co to. Odchodzi, a za nią ciągnie się nieskończona seria bordowych plam na białym śniegu. I już, i zniknęła. Zostałeś sam.

Wciąż krzyczysz, wciąż próbujesz wyrwać się z objęć mroku, ale jest zbyt silny. Gorzkie łzy napływają do twoich oczu. Nie mają prawa być słone, może to nawet lepiej. Gdybyś widział, do jakiego obłędu się doprowadziłeś, umarłbyś od razu, nie chcąc nawet próbować. Nie, ty nie chcesz, oni cię zmuszają, bo mówią, iż nie jesteś w pełni rozumu, by samemu decydować o swoim losie. Bzdura, doskonale wiesz co dla ciebie najlepsze. Doskonale wiesz kim jesteś. Tępo wpatrując się w przestrzeń, słyszysz kroki. Ktoś kładzie ręcznik na twoim czole. Wiesz, że to ręcznik, bo doskonale znasz jego strukturę. Znasz strukturę wszystkiego, co cię otacza, czasem nawet przypominasz sobie kolory, ale one są zdradliwe. Później czujesz już tylko jak ta sama osoba głaska twoje policzki, słyszysz jej szloch, to jak powoli mówi do ciebie, że już wszystko w porządku. Jednak nie możesz dostrzec nadziei tlącej się w jej oczach. Nie możesz dostrzec już niczego prócz ciemności. Oto do czego doprowadziłeś, oto kim się stałeś. Przegrałeś grę Jokera.